piątek, 29 czerwca 2012

Relacja ze szkolenia Enduro/Downhill

Trochę nie chronologicznie ostatnio opisuję różne wydarzenia rowerowe z mojego skromnego życia. Miała być relacja z Toskanii, ale jakoś nie było weny do jej napisania. Na szczęście film już dawno skończyłem robić, co oznacza, że niedługo uraczę Was dawką mega pięknych widoków. :)

1. Ekipa ze szkolenia

A dziś napiszę o szkoleniu enduro/downhill, w którym miałem przyjemność uczestniczyć. Odbyło się ono w dniach 14-17 czerwca 2012 w dwóch polskich Bike Parkach - Stożek i Palenica.

13 czerwca padał w Warszawie deszcz. Właściwie to lało. Z rana szybko skończyłem jakieś zlecenie i poleciałem na rower :D Dawno nie jeździłem po takim błocie, i to podczas deszczu :) Ale o tym dniu jeszcze napiszę następnym razem. Dziś będzie o czym innym. Generalnie wróciłem do domu mega styrany. Zajrzałem na forum emtb, a tam niejaki Diabeł napisał, że są 2 miejsca na szkoleniu enduro/downhill i że jutro wyjazd. Hmmm :D Akurat nie wypalił mi wyjazd w góry tydzień wcześniej, więc szybka decyzja pomimo, że cały obolały - jadę! Szybkie pranie rzeczy (wszystko było w błocie), czyszczenie roweru, i spakowanie tego co suche. Okazało się, że organizator - wspomniany Diabeł, czyli Wojtek Koniuszewski - mieszka bardzo blisko mnie. Wpadł po mnie rano następnego dnia, załadowaliśmy rower na bagażnik, mokre rzeczy "wentylowały" się w torbie i ruszyliśmy do Wisły.

Nie potrzebnie myłem rower i smarowałem napęd, bo całą drogę lało, chwilami nic nie było widać. Ale na weekend (wyjechaliśmy w czwartek) zapowiadano nawet 30 stopni i brak opadów. I tak też było. Na miejsce dojechaliśmy dość późno, bo sporo po drodze się działo (pozdrowienia dla Gwoździa, rodziny Wypiórów, sklepu w Brennej i nowych użytkowników kasków Urge). W sumie bardzo ciekawa podróż. :)

Piątek, wstaliśmy z rana, już oczywiście w Wiśle. Ośrodek wypoczynkowy jest przy samym wyciągu. Bardzo ciekawe miejsce. 95 złotych kosztuje dzienny karnet rowerzysty. Zawiera on nocleg w spoko warunkach, śniadanie, obiado-kolację oraz całodzienny karnet na wyciąg. Myślę, że to niezły deal.

Szkolenie się miało zacząć dopiero o 14, więc korzystając jeszcze z tych kilku godzin, pojechaliśmy z Wojtkiem na górę Stożek. Nie wyciągiem. Z mojej strony dość szybko zamieniło się to w podprowadzanie roweru, przeplatane podjazdami na mniej stromych odcinkach trasy :) Nigdy nie byłem mistrzem podjazdów, szczególnie z moją niewydolnością płuc :P To chyba był jeden z najbardziej wyczerpujących elementów tych 4 dni ;) Za to na górze czekał piękny widok.

2. Od lewej: Wojtek, Ramones, Pitch i Dominik za obiektywem ;)

3. Widok ze Stożka - Bike Park w Wiśle

Mieliśmy pojechać dalej jeszcze leśnymi drogami, ale po ulewach z poprzedniego dnia, były takie ilości błota, że zrezygnowaliśmy.

Pierwszy zjazd. I moje wrażenia - pierwsze co sobie pomyślałem - o kurczę, ale stromo! W niektórych miejscach byłem wręcz przerażony. Z drugiej strony mega frajda, i cały czas ekscytacja, ale fajnie, ale fajnie :D

Może jeszcze Wam przypomnę, że dla 31-latka, który zaczął jeździć na rowerze ze 2 lata temu, przy czym normalny rower zakupiłem dokładnie rok temu, to takie góry to na maxa hardcore :) Podwarszawskie, płaskie lasy, po których jeżdżę na co dzień to zupełnie inna bajka. Nie licząc niedawnego wypadu do Toskanii, który był mega lajtowy, to była moja pierwsza wizyta w górach z rowerem.

Po pierwszym zjeździe wrzuciliśmy rowerki do samochodu i pojechaliśmy do Ustronia, gdzie miało zacząć się szkolenie. Najpierw trochę teorii na parkingu przed Bike Parkiem Palenica. Później ćwiczenia praktyczne skręcania. Wszystko na asfalcie, aby przyzwyczaić się do specyficznych pozycji.

Później krótkie instrukcje jak ładować rower do wyciągu. Trzeba go złapać do góry nogami i usiąść z nim na krzesełku wyciągu, opierając go po zewnętrznych stronach ud siodełkiem i kierownicą. Brzmi może skomplikowanie, ale łatwo to idzie. Jest też drugi sposób, zaczepianie roweru o poręcz za siodełko. Przy pierwszej próbie zarysowałem sobie rurę pod siodłową, więc już więcej nie próbowałem ;P Samo wjeżdżanie wyciągiem jest mega relaksujące i strasznie mi się podobało :)

Na szczycie zaczęło się główne szkolenie - pokonywanie zakrętów, wybieranie linii przejazdu, hamowanie. Miałem spore problemy z opanowaniem tego wszystkiego. Brzmiało i wyglądało na proste, ale jakoś opornie mi szło. Szczególnie, że przez większość czasu walczyłem z prędkością i wybojami ;) Przez ogólne skupianie się na samej jeździe w dół stromej góry, która była dla mnie zupełną nowością, miałem problem z ogarnięciem wychylania ciała i odpowiedniego manewrowania rowerem :(

Tak więc pierwszy dzień był dla mnie połączeniem - mega frajdy w nowych warunkach z lekkim stresem przed stromiznami i powolnym uczeniem się. No ale wiadomo, w parę dni nie zostanę mistrzem downhillu ;)

Byłem na maxa zajarany ostatnim przejazdem tego dnia, który wyszedł mi całkiem płynnie :)

Ah, zapomniałem napisać. Fajnie też było poznać ludzi, których wcześniej kojarzyłem tylko z forum emtb :) Avatary i nicki stały się prawdziwymi ludźmi ;)

4. TrzecieKoło (czyli ja) w akcji

Drugi dzień to kontynuacja nauki. Tym razem w Bike Park Stożek. Gościnnie zawitała ekipa z Bielsko Białej. znana mi nie tylko z forum, ale i z setek ;) maili dotyczących mojego Commencala, bo to właśnie Paweł jest polską dystrą tej marki. Więcej fajnych ludzi :) Tego dnia, poza doskonaleniem technik z poprzedniego dnia, doszły skoki, bandy i pump-trackowe falki. Skoki chyba najlepiej mi wychodziły ze wszystkich elementów szkolenia, pewnie dlatego, że to w sumie jedyny element, z którym miałem wcześniej do czynienia :) Bandy też w miarę spoko mi szły, chociaż, jak w większości elementów, miałem jakąś blokadę przed prędkością. W wielu miejscach po prostu automatycznie przyhamowywałem, co mi przeszkadzało w płynnej jeździe.

Pojawił się też jeden, czy dwa, odcinki najeżone korzeniami, i bardzo strome. Nie udało mi się tam zjechać za pierwszym razem. Sprowadzałem/ześlizgiwałem się stamtąd. Za drugim podejściem zacisnąłem zęby, i się udało :D Ależ byłem dumny haha. Co tam, że jechałem z prędkością ciężarnego żółwia ;)

Pod koniec dnia już tak bolały mnie uda i dłonie, nie przyzwyczajone do ciągłej jazdy na stojąco, że odpuściłem ostatni zjazd. No właśnie, bo chyba jeszcze o tym nie wspominałem. Siodełka, przez te wszystkie dni, właściwie używałem tylko podczas postojów, i jako wspornik podczas wjeżdżania kolejką na górę ;) Ogólnie trzeba cały czas stać na rowerze.

Wieczorem był mecz, oglądaliśmy go w pobliskiej Pizzerii, stylizowanej na więzienie Alcatraz. I znowu się cisnęło na usta "Jaki ten świat mały". Otóż jeździli po bike parkach, i pojechali z nami na mecz, bikerzy, którzy budowali trasy w Starej Miłosnej, o której pisałem nawet jakiś czas temu. I nawet kojarzyli moją skromną osobę, że tam czasem śmigam. :) Też bardzo spoko ekipa :)

5. A tu na Specialized Demo, pozycja jeszcze nie pro, ale uczę się ;)

Trzeci dzień był mega intensywny. Tym razem, w znanym z pierwszego dnia, Bike Parku Palenica. Na ostatnie zjazdy Wojtek dał mi swojego Speca Demo. Pierwszy raz dosiadałem downhillowej maszynki, fulla z prawdziwego zdarzenia. Od razu zniknęły nierówności, z którymi walczyłem na moim sztywniaku. Diabeł, mówił, że super mu się śmiga na moim Ramonesie, i że spokojnie sobie radzi na tych trasach. Ja jednak nie mam jeszcze wyczucia na co stać mój rower w takich górach. I jest to prawdą, że full jednak więcej wybacza. Od razu szybciej mi się jeździło na specu. Był też to powód mojej największej gleby tego wyjazdu. Ogólnie sporo glebiłem, ale raczej nie groźnie. Za to pędząc na Demo, prawdopodobnie, na zakręcie za mało docisnąłem przód, i uślizgnęło mi się koła. Dzwon był taki, że zrobiłem fikołka, górą kasku walnąłem w kamienie i przeszorowałem parę metrów w dół. Zdarta skóra z ręki (pomimo ochraniacza, który się podwinął), z biodra, i 5 mega siniaków od pasa w dół, na boku uda. Ledwo chodziłem przez parę dni, ale oczywiście zaliczyłem jeszcze kilka zjazdów tego dnia :)

6. Trochę korzeni

Najlepiej mi się jeździło ostatniego dnia, bo oczywiście już lepiej mi szło. Jeszcze daleko mi do płynności, ale postępy zostały poczynione, trzeba teraz dużo ćwiczyć.

Ah, był też ciekawy moment, udokumentowany na fotach poniżej. Dość wąski wjazd na bandę, krótki pomost i drop. Za pierwszym razem się nie podjąłem. Za drugim razem się przemogłem i poleciałem :) Super, udało się, uczucie mega! :)

7. Wjechanie na to za pierwszym razem było nie lada wyzwaniem...

8. ...bo dodatkowo na końcu był skok...

9. ..ale udało się :)

10. To był Bike Park Palenica w Ustroniu

To był naprawdę ekscytujący wyjazd. Wojtek, nasz instruktor, jak możemy przeczytać na stronie Total Bikes - weteran polskiej sceny kolarstwa grawitacyjnego, były członek kadry narodowej w dyscyplinach takich jak downhill, 4cross i bmx racing, wielokrotny mistrz Polski w Zjeździe i nadal aktywny zawodnik - okazał się naprawdę świetnym gościem. Respekt za cierpliwość do nauczania i powtarzania wszystkiego, i za ogólny spokój i wyluzowanie :) No i oczywiście za skilla, patrzenie jak pokonywał te wszystkie zakręty z zawrotną prędkością sprawiało, że wszystko wyglądało na takie łatwe ;)

Już po powrocie do Wawy zaliczyliśmy parę chilloutowych wypadów rowerowych w pobliskie lasy na lokalne single tracki :)

Jakby ktoś był zainteresowany takim szkoleniem to podaje adres stronki do Total Bikes i gorąco polecam:
http://www.totalbikes.pl/

I na koniec filmik, który zmontowałem na szybko z helmet cama. Na początku jest moja walka z zakrętami, a później Wojtek leci jedną z naszych szkoleniowych tras. Miłego seansu :)



I to tyle na dziś :) Się rozpisałem :P

Aj, jeszcze trzeba napisać o zdjęciach:
Zdjęcia: 1,4,5,6,9,10 - autor: Wojtek Koniuszewski, edycja: ja
Zdjęcia: 2,3 - autor i edycja: ja
Zdjęcia: 7,8 - wzięte z fejsbuka Bike Park Palenica

7 komentarzy:

Jak by co, to tu jest regulamin komentarzy.

Zobacz też inne ciekawe i popularne artykuły rowerowe!