czwartek, 19 lipca 2012

Perypetie z odpowietrzaniem Avid Juicy

Chcecie poczytać o moich następnych przeprawach i perypetiach związanych z serwisowaniem roweru? Tak? Sami się prosiliście. Oto następna historia o nauce, cierpliwości i walce z czasem.


Przedni hamulec zapowietrzył się już jakiś czas temu, podczas lotu do Włoch. Zbierałem się chyba z 2 miesiące, żeby się tym zająć.

Decyzja o odpowietrzeniu hamulców padła jednak dopiero po wyjeździe na szkolenie rowerowe, z miesiąc później. O ile po warszawskich lasach da się spokojnie śmigać z takimi hamulcami, to w górach to prawdziwe piekło ;) Nie da się modulować siły hamowania, bo hamulce łapią za każdym razem w innym położeniu klamki. Raz trzeba ją docisnąć praktycznie do samej kierownicy, a później wystarczy delikatne przyciśnięcie, by rower zupełnie się zatrzymał.

Oczywiście chciałem sam je naprawić, mam taką jakąś nieodpartą chęć nauczenia się wszystkiego związanego z serwisowaniem roweru. Powoli rośnie mi w domu mały warsztat. Narzędzi, stojaków i różnych specyfików przybywa i przybywa.

Tak więc zamówiłem zestaw do odpowietrzania. Tu ciekawostka, takie coś, oryginalne firmy Avid, kosztuje 150 złotych. Za 2 strzykawki, 2 wężyki z zaciskami i trochę płynu hamulcowego to, delikatnie mówiąc, nieco wygórowana cena. Na szczęście można kupić nieoryginalny zestaw za prawie 5 razy mniej.


Leżał z tydzień czy dwa i czekał na odegranie swojej roli. Ta chwila nastała, gdy zorganizowała się ekipa do wyjazdu na górę Kamieńsk. Wyciąg, trasy DH/Enduro. Musiałem mieć tam sprawny rower. Czasu wolnego nie wiele, zleciał szybko, 2 dni do wyjazdu, a ja bez działających hamulców, przerzutki też jakieś rozregulowane, napęd ogólnie wymagał pełnego czyszczenie i smarowania.

Pozostało kupić płyn hamulcowy i brać się do roboty. W przypadku Avida zalecany jest DOT 5.1. Oczywiście tu też należy unikać oryginalnych produktów Avid. Opakowanie 118ml kosztuje 43 złote. A zawartość tego jest taka sama jak każdego innego płynu DOT 5.1. Jest to norma i każda butelka, niezależnie od producenta, musi spełniać jej pewne wymagania. Udałem się więc do pobliskiego serwisu i sklepu motoryzacyjnego, bo taki DOT jest używany w samochodach, głównie sportowych. Tutaj za cenę Avidowskich 118ml kupimy z 1 litr, a to nam starczy na parę lat. Nie wiem czyje zdziwienie było większe, sprzedawcy, że chcę kupić DOT 5.1, bo on "zna tylko DOT 4", czy moje, że gość pracujący w serwisie samochodowym nie wie czym jest ów tajemnicze oznaczenie.

Zaliczyłem jeszcze 1 sklep i stację benzynową. Tam też ani śladu po 5.1, same 4ki. W końcu trafiłem na inny serwiso-sklep. Uff, mają 5.1. Zakupiony. Czas na naukę jak to się właściwie odpowietrza te hamulce.

Przeczytałem ze 2 razy instrukcję i do roboty. Wszystko zajęło mi ze 2-3 godziny. Szybkie wyjście na rower wieczorem w celach testowych i... tylny hamulec praktycznie zupełnie nie hamuje, a przedni minimalnie lepiej niż przed całą operacją, ale nadal zapowietrzony. No świetnie! Już nie mogłem tego dnia więcej czasu na to poświęcić :/

Następny dzień, piątek, godzina chyba już z 20:00, za jakieś 9-10 godzin powinienem wstawać i się zbierać do wyjazdu, a rower w rozsypce.

Tym razem, zamiast czytać instrukcje, obejrzałem filmik na YouTubie z odpowietrzaniem hamulców. Wszystko stało się dużo prostsze, i wychwyciłem gdzie popełniłem błąd.

Przedni hamulec poszedł chyba w 20 minut tym razem. Czas na tylny. Już jestem w połowie i nagle... zonk! Nie włożyłem blokady między klocki i szczęki hamulca się zacisnęły na amen. No to wszystko od nowa, wypompowałem większość płynu z układu i klocki powinny leciutko się rozszerzyć. Niestety, nie chciały zupełnie się rozejść. Próbowałem na zmianę śrubokrętem, tępymi nożami i avidowską blokadą hamulca. Kurcze, czas ucieka, a ja walczę z wiatrakami.


W końcu zauważyłem, a było to dość trudne, bo pracowałem w pokoju z dość słabym oświetleniem (zazwyczaj robię wszystko przy świetle dziennym na balkonie), że podczas walki z klockami pogiąłem sprężynkę odpowiadającą za ich odbijanie.

O matko, co teraz? Trzeba kupić nową? Szybki research w necie, kosztuje grosze, ale skąd ja wezmę taką w piątkową noc? :D Dalej wertuje, filmiki na YouTubie, pisze na forum. Ok, nie jest źle, wystarczy wyjąć klocki z hamulca i odgiąć tą sprężynę. To też robiłem pierwszy raz. Po długiej walce wyszedł jeden, a drugi za cholerę nie chciał mnie bliżej poznać ;(


Po długiej walce, nadeszła chwila triumfu! Oba klocki i sprężynka leżą na podłodze. Ta druga naprostowana. Yeah! ;)


No to znowu myk. Odpowietrzanie feralnego, tylnego hamulca. Poszło szybciutko. Ale chyba już ze zmęczenia i pośpiechu za bardzo mi nie wyszło. Nadal klamka się zapada. No to jeszcze raz. Tym razem poruszałem mocno zbiorniczkiem przy klamce, uciekły nadmiarowe bąbelki powietrza i... nie wiem nawet jak się dalej wszystko potoczyło, wiem tylko, że zdążyłem jeszcze posprzątać pokój i zasnąłem, cały umorusany w smarach.

Obudziłem się o 8.30 :( Wtedy to miałem już być na Młocinach (dzielnica Warszawy z 15-20km ode mnie). Porażka, już wiedziałem, że nie pojadę do Kamieńska. Rower jeszcze czekał na czyszczenie napędu, regulacje przerzutki, i... no właśnie, tytułowe Avidy. Puściłem info do chłopaków, że odpadam i wziąłem się za rower.

Chyba dopiero o 11 wszystko skończyłem, chociaż już bez pośpiechu. Tego dnia z dziewczyną zaliczyliśmy wycieczkę Cross Country, doregulowałem tarcze, bo straszliwie obcierały i hamulce działają perfekcyjnie :) Yay! Udało się! Do serwisowego skilla +1 ;)

Podczas naszej wycieczki, jakbym miał za mało wrażeń serwisowo-rowerowych, pogiąłem następny łańcuch ;/ Jedno z ogniw znowu wygięło się o 45 stopni. Niestety czasem łańcuch, jak za szybko przeskoczy, albo po prostu spadnie, i zrobi się na chwilę zbyt luźny, potrafi się jakoś zaklinować między (chyba) zębatką korby a ramą. Próbowałem go naprostować dwoma kamieniami w terenie, ale niestety jakiś cegło podobny twór rozpadł się od łańcucha, a ogólnie kamieni w MPK za bardzo nie ma. Dojechaliśmy jakoś do domu. I złapałem łańcuch francuzem z jednej strony pogiętego ogniwa, i kombinerkami z drugiej i pięknie się naprostował. Nie widać gdzie był pogięty. Dobrze, że zachowałem ten stary, to też go reanimuję i dojadę na nim kasetę za jakiś czas :) Bo najlepiej jeździć na kilku łańcuchach, można wtedy wydłużyć troszkę życie napędu.

To tyle na dziś :)
Miłego weekendu już Wam życzę, bo pewnie dopiero w poniedziałek coś tu nowego się pojawi.

Aha, morał mojej historii jest taki, że wszystko się da zrobić ;) A drugi morał jest taki, że w serwisach nie zawsze pracują profesjonaliści... :P A trzeci jest taki, że trzeba myć stopy przed pójściem spać, bo można obudzić się z czarnym posłaniem, czego ani sobie, ani Wam, nie życzę.

Dobranoc :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak by co, to tu jest regulamin komentarzy.

Zobacz też inne ciekawe i popularne artykuły rowerowe!