czwartek, 12 kwietnia 2012

Pogięty łańcuch, lądowanie na głowie oraz przerwa w nadawaniu


For Fun to blog i dziś typowo blogowy post, skupiony na autorze, czyli ja, mój rower i ja ;) Zacznę od paru ostatnich małych niepowodzeń rowerowych...

1. Pogięty łańcuch
Już od jakiegoś czasu miałem problem z tylną przerzutką. Nie mogłem jej idealnie wyregulować. Albo coś hałasowało, albo łańcuch nie chciał wskakiwać na większe zębatki. Parę razy, gdy już wydawało mi się, że jest dobrze, potrafił ni z tego, ni z owego, przeskoczyć sam z siebie. Przyczyn szukałem w krzywym haku, skrzywionej przerzutce, bo już parę wywrotek było. Ale wszystko proste. To może kaseta? Wygląda jak nowa. To może kółeczka przerzutki? Też raczej nie.

Stwierdziłem, że zbyt pedantycznie podchodzę do tematu. Inni praktycznie nie słyszeli hałasów, które dla mnie były głośne, niczym dźwięk wbijanych gwoździ. No dobra, wiem, jestem przewrażliwiony ;)

Ale poniedziałkowa przejażdżka po MPK (Mazowiecki Park Krajobrazowy - najlepsze lasy do MTB w okolicach Warszawy) pokazała, że jednak coś było nie tak. Przy podjeździe spadł mi łańcuch. Jak zwykle w takiej sytuacji zaklinował się między przednią przerzutką, a ramą. Jeszcze bardziej oszpecił mojego pięknego Ramonesa kolejnymi rysami w okolicach suportu ;(

Założyłem go z powrotem i... skakał niesamowicie po całej kasecie. Pedałowanie szło strasznie, nie da się jechać z non stop skaczącym łańcuchem.

Po oględzinach zobaczyłem taki oto widok:



Pogięty, że hoho ;) Zdjęcia do końca tego nie oddają, ale chyba i tak widać. Kupiłem nowy łańcuch, tym razem SRAM PC 991 (poprzedni był KMC), zobaczymy jak sobie poradzi.


Ze SRAMem nic nie skacze, i dało się całkiem nieźle wyregulować tylną przerzutkę, chociaż nie jest perfect. Trzeba trochę pojeździć, zanim się łańcuch ułoży.

2. Lądowanie na głowie
Zebrałem się wreszcie w sobie, jakoś w poprzednim tygodniu, aby podjechać na warszawską górkę-Kazurkę, słynną miejscówkę z krótkim zjazdem 4x/dh najeżonym bandami i muldami oraz mega hopami do dirtu.

Uzbroiłem się w zbroję, ochraniacze kolano/piszczel i kask typu Full face. Pierwszy raz założyłem zbroję, kupioną jeszcze w zimie z myślą właśnie o ostrzejszych wyprawach, i górach. Podobno wiele osób zalicza glebę w dniu, kiedy pierwszy raz się opancerza. Nie inaczej było ze mną. Wdrapałem się na górę, zjechałem na hamulcach, żeby poznać trasę. Całkiem spoko, ale strasznie musiałem hamować :D

Po ostatnim wypadku mam spore opory psychiczne nawet przed jakimiś drobnymi ekscesami typu mini skok, ale z drugiej strony pcha mnie coś do szaleństw. Za 2 dni będę miał 31 lat, a mi takie rzeczy w głowie heh ;) No dobra, drugi zjazd, pozwoliłem sobie trochę szybciej polecieć. Ale fajnie w bandy się wchodzi bokiem :D I uwaga, zbliżam się do, chyba to stolik się nazywa, nie miałem pojęcia, że aż tak mnie wyrzuci w górę, nie zdążyłem odpowiednio wysoko wyrwać kierownicy. Efekt? Lądowanie na przednim kole. Myślałem, że uda mi się jeszcze dociągnąć rower i nie zaliczyć gleby, więc kurczowo trzymałem kierownicę. Niestety się przeliczyłem. Przeleciałem przez kierę trzymając rower i lądowanie centralnie na głowie, i później jeszcze na szczękę jakoś lekko. Ufff, nic mi się nie stało. :) Wstałem i jeździłem dalej. :)

Najlepsze jest to, że dopiero parę godzin później dotarło do mnie jak wielkie szczęście miałem, że nic mi się nie stało. Wieczorem trochę bolał kark i ta biedna połamana wcześniej dłoń. Zauważyłem też, że mam zdartą skórę z ręki, oczywiście lewej, tej połamanej ostatnio.

Przy okazji poeksperymentowałem z ustawieniami Sektora RL. Coraz bardziej lubię ten amortyzator. Bardzo podoba mi się jego praca, tak płynnie chodzi, wykorzystuje prawie cały skok, ale nie dobija. I już wiem na czym polega Motion Control Rebound w praktyce. Bardzo przydatna opcja. Na korzeniach gęsto usianych lepiej jest go ustawić w stronę króliczka, wtedy szybciej wraca do pozycji wyjściowej. Natomiast na trasie gdzie jedzie się góra dół i są jakieś skoki już tak dobrze się to nie sprawdzało w moim przypadku. Po lądowaniu następował efekt sprężyny i odbijało mnie do góry, co słabo wpływało na ogólną stabilność na rowerze podczas lądowania, a właściwie jej braku. Parę zjazdów i znalazłem idealne ustawienie, bliżej żółwia, jakkolwiek to brzmi ;)

3. Mała przerwa w nadawaniu
Nastąpi krótka przerwa w nadawaniu nowych postów na For Funie. Powód? Wyjeżdżam wreszcie na wakacje, dość dawno nie miałem urlopu, takiego prawdziwego, długiego. Pakuję rower w samolot i lecę do Toskani na 2 tygodnie. Żadnych komputerów nie zabieram, więc tu pisać też nie będę. Potrzebuję takiego odpoczynku od cywilizacji. Ale są też 2 dobre wiadomości dla Was :)

Po pierwsze primo będzie sporo ciekawego materiału na nowe posty do bloga, zdjęcia, filmy i artykuły.
Po drugie primo ;) jest takie fajne coś, jak zaplanowane posty. Czyli dziś napiszę 2 posty, jeden z dziewczynami na rowerach, a drugi z filmami, i pojawią się one podczas mojej nieobecności, więc nawet nie zauważycie, że mnie nie ma :)
A po trzecie primo może coś naskrobię prosto z Włoch, ale nie wiem, czy chcę oglądać te straszne internety tam :P

Do zobaczenia już w maju!
Pozdrawiam i życzę ciepłej majówki i dobrych tras!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak by co, to tu jest regulamin komentarzy.

Zobacz też inne ciekawe i popularne artykuły rowerowe!